Od dłuższego czasu mówi się, ze Donald Trump praktycznie nie ma szans na wygranie procesu sadowego w Nowym Jorku. Najlepszym i najbardziej namacalnym na to dowodem jest fakt, ze w 2020 roku w tym mieście tylko 10 procent głosów oddano na niego. To statystyka, ale daje wiele do myślenia.
Jest jednak druga strona medalu, o wiele ciemniejsza. Coś co uwidoczniło się w tym tygodniu podczas wyboru składu ławy przysięgłych czyli ludzi którzy wydadzą wyrok winny czy nie. Przy tak dużym zainteresowaniu mediów i świata politycznego nie ma w zasadzie możliwości ukrycia personaliów tych sędziów. Oznacza to, że mogą być szantażowani przez stronę która za wszelka cenę chce zniszczyć Trumpa, i praktycznie już są. To dlatego jedna z wybranych osób powiedziała, ze nie moze być obiektywna.
Chodzi tu o presje środowiska. Mało się o tym mówi, ale Ameryka, a zwłaszcza region Nowej Anglii, jest tak głęboko przesiąknięta ideologią lewicową i jej aktywistami, ze jeśli ktoś w jakikolwiek sposób pokaże poparcie dla Trumpa to moze liczyć się ze stratą pracy a w niektórych przypadkach nawet wykluczeniem z zawodu, dla przykładu: adwokaci.
Po pierwsze za tak "niewybaczalną" postawę można zostać oskarżonym o rasizm. Takie oskarżenie jest bardzo łatwe, zwłaszcza jeśli masz białą skore, ale obrona przed tym jest niesamowicie trudna. Dochodzi teraz do takich absurdów, ze nawet czarnoskórzy zwolennicy mogą być (i są) oskarżeni o rasizm przeciwko innym Afro-Amerykanom. Do tego dochodzi oskarżenie o inne 'zbrodnie myśli' jak transfobia, homofobia i inne (zwolennicy Trumpa są o to oskarżani z automatu) - automatyczna podstawa do zwolnienia z pracy.
To wszystko powoduje, że potencjalny juror musi to wszystko wziąć pod uwagę bo gdyby kiedykolwiek wyszło na jaw ze głosował na korzyść Trumpa to jego kariera moze być zniszczona.
Pamiętacie burmistrza Nowego Jorku, Giulianniego? Mocnego zwolennika Trumpa? Czy wiecie, że jest teraz bankrutem? Nie będę wchodził w szczegóły ale ...
Ciąg dalszy nastąpi.
